Kolejny dzień powszedni, a ja nieszczęsny znowu muszę wstać o 05:30. Wykonuje telefon z pobudką i zjawiam się pod blokiem sąsiadki tym razem punktualnie. Po chwili ona wychodzi z bramy razem ze swoim dzieckiem. Dokonujemy oficjalnego zapoznania i chłopak siada na tylnim fotelu. Sąsiadka tłumaczy, że pokłóciła się z rodzicami i nie ma kto pilnować jej dziecka. Prosi mnie , żeby pojechać w jedno miejsce. Jedziemy. Ona prosi żeby zaczekać kilka minut. W tym czasie ucinam sobie pogawędkę z jej synem. Chłopak bystry. Wpada mu w oko rączka od hamulca ręcznego. Przez najbliższe 10 minut słyszę tylko zgrzyt zaciągania i puszczania hamulca. Straszę go, że jak popsuje to będzie musiał za to zapłacić. Nie przejął się tym i poinformował mnie że ma „pięć baniek” w skarbonce. Nie mam więcej pytań. Wraca sąsiadka. Jedziemy do domu jej koleżanki odstawić dziecko. Później odwożę sąsiadkę do pracy i umawiamy się na 10:30 na rozwożenie dokumentów. W mojej pracy ostatnie przygotowania do zakończenia miesiąca. Ściemniam moich klientów jak tylko się da. Fragment jednej z rozmów:
- Panie Leszku mam do Pana wielką prośbę, właściwie od nas wszystkich (kit, że od wszystkich – to mi zależało, żeby powiększyć obrót)
- Tak ?
- Już Panu mówię o co chodzi. Sytuacja wygląda tak: brakuje nam do wykonania planu jeszcze trochę obrotu. (kit) Jak nie wykonamy planu to nie dostaniemy premii (kit, premia i tak będzie) Szkoda, żeby dziewczyna i chłopaki stracili parę złotych. Dlatego mamy prośbę do Pana. Na magazynie znajduje się towar zamówiony i nie odebrany przez Państwa. Chcielibyśmy zafakturować Państwu to na ten miesiąc.
- No tak , ale my odbierać będziemy go dopiero za dwa tygodnie !
- To powiększymy Panu termin płatności o te dwa tygodnie.
- No dobra.
- Śliczne podziękowania od całej załogi.
Humor mam świetny jak przez cały tydzień. O 10:30 Jadę po sąsiadkę pod jej pracę. Odbieramy syna od jej koleżanki i jedziemy pod ratusz. Sąsiadka idzie do prezydenta. W tym czasie jej syn usiłuje mi wyrwać hamulec ręczny wraz linką. Próbuje wpłynąć na niego grożąc konsekwencjami finansowymi.
- a ile cieba becie placić ?
- dwieście pięćdziesiąt tysięcy, trzysta dwadzieścia milionów. – wymyślam jakąś abstrakcyjną kwotę.
- Eee Tile za taki złom ???
Mały mnie zgasił jednym zdaniem, a ja kolejny raz się uśmiałem. Sąsiadka wraca i chwali się że jak weszła to prezydent od razu krzyknął do sekretarki:
- Pani Jadziu dwie kawy proszę !!!
Jestem pod wrażeniem.
Jedziemy dalej. Pojawiamy się w miejscu gdzie sąsiadka pracowała do niedawna. Została bezpodstawnie zwolniona. Stąd donos do prezydenta. Poszła z podaniem o pracę i wraca. Opowiada o rozmowie z dyrektor instytucji.
- Witam Panią, co Panią sprowadza ? – Pyta zdziwiona dyrektorka.
- Przyniosłam podanie o pracę
- Nie mam dla Pani żadnego wolnego miejsca.
- To się jeszcze okaże czy Pani nie ma.
Śmiejemy się podczas opowiadania. Sąsiadka stwierdza że niezła z niej suka. Wyprowadzam ją z błędu , mówiąc że nie jest suka tylko umie sobie radzić w życiu.
Tym razem 5 minut dla synka sąsiadki. Jedziemy go zaszczepić do przychodni. Robi scenę strachu już w samochodzie. Matka na siłę wyciąga go z auta. Ja zostaje sam. Wysyłam sms -a do mojej przyjaciółki w Grecji. Z nieba leje się żar , tam to dopiero muszą mieć mikrofalówkę. Za chwilę wraca mama z synkiem. Jest cała mokra od potu i krzyczy. Spociła się bo nie mogła utrzymać syna podczas szczepienia. Na pomoc przyszły 3 pielęgniarki i udało się zaszczepić małego panikarza.
Zapraszam sąsiadkę na kawę do mojego mieszkania. Nabija się trochę ze mnie, ale w końcu przyjmuje zaproszenie. Lądujemy u mnie w domu. Mam bałagan - wstydzę się. Ona stwierdza, że jak na facetów to mamy czysto. Żaden to dla mnie komplement. Zwykle jest tak czysto jakby mieszkały same kobiety. Niestety był piątek i brat zaniedbał niektóre sprawy (dać bratu komputer) ,a ja nie miałem już sił po pracy w czwartek. Wstydzę się robiąc kawę. Później mi przechodzi. Po chwili syn zajmuje się komputerem, a sąsiadce spodobała się moja kanapa. Najpierw na niej siada, a później się kładzie i patrzy na mnie maślanymi oczkami.
- Bardzo wygodna kanapa – mówi
- No wiem, każdy to mówi – gryzę się w język żeby nie powiedzieć „każda”. Właściwie tylko Pszczółka tak mówiła, ale czasami fajnie przesadzić : - ))
- Mogę iść spać ?
- He he he – spoglądam zrozpaczony na jej syna zabawiającego się w najlepsze komputerem.
- Ja idę spać, a Ty zabieraj dziecko do mnie do domu i się opiekuj.
- Tak, a do pracy za mnie pójdą krasnoludki.
Jest milutko. Pokazuje jej zdjęcia z wakacji i opowiadam kilka ciekawostek. Godzina minęła jak kilka minut. Zbieramy się. Odwożę sąsiadkę pod dom. Przed wyjściem z auta ona zadaje pytanie:
- Może pójdziemy dzisiaj na imprezę chatowiczów razem ?
- Eeeee, niestety już jestem umówiony.
- Z kim ?
- A ze znajomą , ona też chatuje.
- Yyyyy !!! Olałeś mnie ! Jesteś niedobry !
- Spokojnie...z nią umówiłem się już w środę.
- Nie lubię Cię , olałeś mnie.
Co robić ? Wymyślam mały kompromis , przecież się nie sklonuje.
- Hmmm a co Ty na to, żebyśmy pojechali wszyscy razem ?
- Pewnie ! A Twoja znajoma nie będzie mieć nic przeciwko temu ?
- Umówmy się tak . Zadzwonię do niej po 16, powiem jej jak sprawa stoi, a później zadzwonię do Ciebie.
- Ok.
Żegnamy się i jadę z powrotem do pracy. Kolega, którego pozostawiłem sam w miejscu kaźni ledwo dycha. Przychodzę mu z odsieczą. O 15:30 mamy finisz. Pełna satysfakcja. Zwłaszcza dla mnie, bo był to dla mnie świetny miesiąc. Oglądam na koniec jeszcze wydruki z podsumowaniem i wniosek może być tylko jeden – jestem geniuszem zła : -))) Wiwat skromność : -)))
Sprawdzam jeszcze pocztę i dostaje maila od mojej siostry netowej. W mailu jest załącznik. Artykuł na temat internetu jej autorstwa. Wysyłam go sobie do domu, żeby mieć na deser i zwijam się do domu. Nagle sms. Siostra delikatnie daje do zrozumienia, żebym do niej tyrknął. Dzwonię i rozmawiamy. Moja Sis jest przesympatyczną kobietą. Jest trochę starsza ode mnie i uwielbiamy się jak prawdziwe rodzeństwo. Nigdy się nie widzieliśmy na żywo i przypuszczam, że nigdy nie zobaczymy. Kocham ją za to , że jest ciepła, spokojna, pogodna, zrównoważona i skromna mimo że jest bardzo wykształconą i czynną zawodowo kobietą. Buziak Sis.
Pakuje się do samochodu i jadę na gołąbki za 3,99 zł porcja. Oszczędności – słowo się rzekło. Jak zwykle pyszności. Po obiadku jadę do domu. Operacja przeistoczenia się w normalnego pachnącego osobnika trwa 30 minut. Dzwonię do Pszczółki. Informuje ją, że będziemy mieli dwoje pasażerów. Sąsiadkę i jej syna. Nie zgłasza protestów tylko pyta się czy się znają. Okazuje się , że się nie znają. Jadę po Pszczółkę. Po drodze wykonuje telefon do sąsiadki, żeby się zbierała. Sąsiadka pyta się jak przebiegła rozmowa z Pszczółką.
- I co nie miała żadnych problemów ?
- Nie miała...a zresztą w końcu to moje auto i mogę wozić kogo chce. :- )))
- No dobra jak będziesz koło muzeum to zadzwoń do mnie to zejdę.
Odbieram Pszczółkę i jedziemy z powrotem. Pszczółka dopytuje się o sąsiadkę. Mówię jej , że to tylko kumpela. Dowiaduje się, że Pszczółka umówiła się z kimś z netu na spotkanie na zlocie. Spoko. Przy muzeum wykonuje telefon do Sąsiadki. Udaje pilota wycieczki autokarowej.
- Halo – odbiera sąsiadka.
- Wjeżdżamy do miasta i po lewej stronie widzimy piękne muzeum.
- Hi hi hi . Ja schodzę na dół za pięć minut.
- No co Ty , nie dojadę do Ciebie w ciągu 5 minut.
- To zadzwoń do mnie domofonem jak dojedziesz.
- A co to jest domofon ? – gram wariata
- Takie przy wejściu z guziczkami.
Zostawiamy auto i przesiadamy się do taksówki. Pszczółka z sąsiadką nawijają całą drogę. Podjeżdżamy pod pub i wysiadamy. Pod pubem stoi z 10 osób i piją piwko. W większości faceci. Wszyscy z chata. Na mój widok w towarzystwie dwóch kobiet dostają wytrzeszczu oczu. Efektowne wejście : -)))
- Eeee Tobie to nie za dobrze ??? – mówi któryś z nich. Śmiech.
- Gdybyś Ty wiedział człowieku ile siły mnie to kosztowało to byś inaczej mówił – myślę sobie i się uśmiecham.
Witam się ze wszystkimi, Wśród znajomych widzę również koleżankę, która właśnie wróciła z urlopu. To też dziewczyna, którą poznałem dzięki internetowi. Co ciekawe ona tak poznała swojego chłopaka. Planują małżeństwo.
Rozpoczyna się impreza, ale to już w innej części bajki. Teraz mi zimno w palce i muszę się gdzieś wyrwać, bo szaro , deszcz pada, smutno i nudno. Ileż można siedzieć przed tym kompem ? : - ))) CDN