Archiwum sierpień 2002


sie 31 2002 28.08.2002 Środa !!!! Poprzednie daty też...
Komentarze: 5

                Kolejny dzień. Środa. Standardowa pobudka o niestandardowej porze, to jest trochę wcześniej. Dzwonię do znajomej sąsiadki i budzę ją. Czuje się przy tym jak automat do budzenia ludzi w Tepsie. Jestem lekko zaspany, ale daje radę i zjawiam się pod jej blokiem tylko 7 minut spóźniony. Zuch chłopak : -))) Zabieram ją i odwożę do pracy. Nastrój oboje mamy super. Podczas jazdy proponuje mi kawę o 11. Pomyślałem, że fajnie będzie wyrwać się z pracy na godzinkę  i zgodziłem się z uśmiechem...W pracy energia mnie roznosi. Mimo braków kadrowych radzę sobie wraz z kumplem ze wszystkim.  O 11 dzwoni sąsiadka i informuje mnie , że nie może wyjść z pracy. Trudno nie będę pił kawy, będę dłużej żył. Po pracy gołąbki za 3,99zł (palce lizać – nie wiem skąd ta cena , jakiś dumping gołąbkowy czy co ???) Później jadę do Jarka. Nie chce mi się jak cholera iść na tą siłownie. Niestety mój kolega ma takie samozaparcie, że się w głowie nie mieści. Okazało się, że nie było tak źle, przepękaliśmy tą godzinkę. Wracamy do domu. U Jarka dużo gości. Dwóch kuzynów. Jak zwykle odbywa się grupowe granie na konsoli i picie piwa. Nie przyłączam się do tej rozpusty. Jeden z obecnych kuzynów przyjechał z drugiego końca polski w poszukiwaniu pracy w mieście nieopodal naszego. Prosili mnie o pomoc. Jest grafikiem komputerowym i chyba się nawet na tym zna... Zadzwoniłem do mojej sympatycznej szwagierki mieszkającej  i pracującej w owym mieście z prośbą o pomoc. Obiecała, że pomoże.                                                                                                                                                                                                                               Posiedziałem jeszcze chwilkę z całym towarzystwem, ale szybko uciekłem bo coś przemęczeni byli tym piwem.

Wróciłem do domu i posiedziałem trochę przed kompem. W tym czasie mój brat opowiedział mi ciekawą historie. Brat pracuje na myjni samochodowej i tam cała rzecz się rozgrywa. Mył wnętrze auta jakiegoś dziadka i zabrał się za wycieranie kierownicy. Niestety przypadkiem oderwał się od kierownicy sterownik od radia. Panika. Co robić ? Pobiegł szybko do kiosku po klej. Wraca i próbuje wycisnąć klej z tubki. Niestety dozownik jakiś koreański, bo nic nie leci. Próbuje odkroić kawałek dozownika nożem. Nóż tępy i upaprany od musztardy. Brat cały w musztardzie. Bierze inny nóż. Udaje się. Klej leci. Biegnie do auta dziadka, wyciska klej i przykleja sterownik do kierownicy. Po chwili klej łapie i sterownik się trzyma. Palce brata też. Nie może oderwać ich od sterownika. W końcu szarpie, sterownik odrywa się od kierownicy i pozostaje przyklejony do palców brata. Na odsiecz przybywa kolega.- Daj , mam lepszy klej – wspólnie odrywają sterownik od palców brata i kolega próbuje przykleić swoim klejem. Niestety nie udaje się. Przy okazji sterownik ulega całkowitemu zalaniu klejem. Kapitulacja. Brat idzie do Dziadka.

-         Proszę Pana auto umyte, ale mamy pewien problem.

-         Jaki ?

-         Podczas mycia sterownik się odkleił – to mówiąc brat podaje ufajdany sterownik dziadkowi. – może Panu uda się przykleić.

-         Hmmm, może by się udało ale widzę...że już ktoś próbował go przykleić...wszystko zalane klejem

-         To nie ja , to kolega

-         To co ja mam teraz zrobić ?

-         Zrobię Panu trzy komplety i będziemy kwita

-         Dobra , myślę , że będzie mnie Pan pamiętał.

Tyle o bracie. Na gg odezwała się moja dobra znajoma Pszczółka. Jeszcze niedawno łączyły nas dość bliskie stosunki i dziewczynie nie przeszło chociaż robię wszystko żeby przeszło. Powiedzmy, że dla jej dobra, bo ja mógłbym  to ciągnąć w nieskończoność, ale uważam że to nie fair. Gdy się poznaliśmy to zanim zdążyłem powiedzieć cześć to ona już się zakochała. Ja chciałem żeby to była przyjaźń, a wyszedł z tego romans. Jej uczucie wynikało z próby odskoczni od szarego codziennego życia. Miłość sposobem na szarość. Tak to widzę. Ja jej nigdy nie powiedziałem niczego więcej niż „bardzo Cię lubię” , ale i tak się zagalopowałem. Któregoś dnia zakończyłem to definitywnie. Teraz może wyjdzie z tego przyjaźń. Chciałbym.

Dzisiaj zaproponowała mi, żebym przyjechał po nią do jej miasta i zabrał ją na imprezę chatowiczów. Zgodziłem się chętnie. Nie widziałem jej od dłuższego czasu i chyba się trochę stęskniłem.

Pościągałem jeszcze trochę plików MP3 (System of a down – moja miłość) i udałem się na spoczynek. Na rano znowu umówiłem się sąsiadką na podwożenie. :-

 

 

 

 

obywatel_x : :
sie 29 2002 28.08.2002 dzień - coś mi się poprzednie...
Komentarze: 7

  

                      Popędziłem do auta i pognałem wąskimi ulicami osiedla do znajomej. Byłem punktualnie. Minęło kilka minut i z bramy wyszła ona. Potuptała majestatycznym krokiem do mojego auta i zajęła miejsce po mojej lewej stronie. Wyrwałem z piskiem opon, budząc wszystkich normalnych śpiących w jej budynku. Znajoma uświadomiła mnie po chwili, żebym tak nie szarpał, bo zwymiotuje mi w aucie.

 

-         Fajnie , będę miał myjnie gratis : -)))

 

-         Ha ha ha......skacowana jestem po wczorajszym...

 

-         A ile wypiłaś ?

 

-         Gdzieś ....12 piw...

 

-         Dziewczyno ! Ja po takiej ilości tydzień chodziłbym na czworaka....

 

-         Ha ha ha

 

Po chwili rozmowa przeszła na inne tematy.

 

-         Na którą jeździsz do pracy ?

 

-         Na ósmą

 

-         Hmmm,  a chciałoby Ci się wstawać pół godziny wcześniej ?

 

-         Nie ma sprawy, chciałoby się. W końcu jeździmy w tym samym kierunku.

 

Dowiedziałem , się że moja towarzyszka na jakiś czas pozbyła się auta. Zaciekawiło mnie to.

 

-         Kiedy znowu będziesz miała znowu samochód ?

 

-         Za pół roku...

 

-         Acha.....

 

W końcu ustaliliśmy, że jutro też ją podwiozę. Lubię ją i sympatycznie sobie tak z rana pogadać i zapalić razem papierosa. Odstawiłem ją do pracy, a sam udałem się do swojej.

 

Mając w pamięci wczorajszy koszmarny dzień byłem pełen obaw. O dziwo wszystko szło jak z płatka. Rzeczy niemożliwe stały się możliwe, a cuda stały się normalnością. Zagadałem do kolegi:

 

-         Maciuś chodź tu na chwile.

 

-         Po co ? – zapytał się z obawą patrząc na mnie podejrzliwie. Pewnie, znowu chce go ożenić z jakimś tematem. – pomyślał.

 

-         A nic takiego, chce żebyś mi mocno przywalił.

 

-         ????

 

-         Przywal mi bo to chyba sen....muszę się obudzić.....wszystko dzisiaj idzie jak nigdy !

 

-         Ha ha ha

 

W południe w naszej firmie pojawiła się piękna Izabela. Pracowniczka firmy, która

 

zaopatruje nas w towar. Wyglądała jeszcze lepiej niż wtedy kiedy widzieliśmy ja ostatni raz. Nic nie wskazywało na to, że zaliczyła 3 tygodnie temu dachowanie swoim autem przy prędkości 100km/h. Auto do kasacji. Doszliśmy do wspólnego wniosku, że w jej przypadku to wyszło na zdrowie. Wygląda jeszcze lepiej i przyjechała lepszym autem.

 

O godzinie 14 postanowiłem zakończyć te nierówne zawody. Poszukałem pretekstu do urwania się z firmy i dokonałem wyjazdu załadowanym autem do innego miasta. Przed wyjazdem wykonałem telefon do mojej jeszcze żony. Próbowałem wydębić od niej 200 zł, które kiedyś „pożyczyła” z mojego konta. Ku mojej uciesze okazało się, że ma i jest gotowa się spotkać , żeby oddać dług. Pojechałem do jej firmy. Świeże dwie stówki wylądowały w mojej  kieszeni. Przeżyłem orgazm finansowy. Na odchodnym wypaliłem z nią papierosa i próbowałem zabawić rozmową. Niestety podkowa na twarzy była nie do wygięcia. Z ulgą usadowiłem się znowu w samochodzie. Kierunek południowy – wschód.. Odwiedziłem dwa miejsca , pogadałem z kilkoma osobami i wracam. Zgłodniałem przy tym okropnie. Podczas drogi powrotnej zauważyłem napis: „TU ZJESZ Z TALERZEM” Zaintrygował mnie ten napis. Ciekawe co miał na myśli autor? Czy chodziło mu o to, że każdy jedzący ma zaszczyt jeść na talerzu , a nie bezpośrednio ze stołu, czy też jedzenie takie pyszne, że zjada się je razem z talerzem ? Do dzisiaj nie rozwiązałem tego problemu. Niestety nie mogłem zasięgnąć języka w tej sprawie, bo przez okna tego przybytku nie zauważyłem klientów tylko wiszące pranie. Nici z tego – nieczynne. Już miałem jechać dalej gdy moim oczom ukazał się inny napis: „SMAŻALNIA RAJ”. – He he he , co jeden to lepszy..- pomyślałem. Nie zrażony wcześniejszymi niepowodzeniami kulinarnymi postanowiłem sprawdzić co to za ptica. Polna droga prowadziła w nieznane. Nawierzchnia była całkiem dobra , ale na rajd Camel Trophy. Dojechałem. Nie zgubiłem układu wydechowego w moim złomie więc jest dobrze. Faktycznie raj...Wszystko ładnie ogrodzone, kolorowe, na środku mały staw, a dookoła stoliki na wolnym powietrzu. Zero klientów. Wszedłem do pomieszczenia gdzie spodziewałem się zastać kogoś kto mi upitrasi jakąś rybkę. Zamówiłem pstrąga i pepsi. Usiadłem sobie na zewnątrz i rozkoszując się widokiem przywiązanej do płotu śmiesznej kozy spaliłem papierosa. Pan kelner przyniósł rybkę. Ładna sztuka, ciekawe gdzie kłusowali. Zabrałem się do uczty, rybka bardzo smaczna. Zacząłem żałować , że nie mam żadnego towarzystwa, ale koza okazała się wspaniałym kompanem i umilała mi jedzenie swoim meczeniem. Po chwili rybka zjedzona, a ja pognałem uregulować rachunek. Przy płaceniu sprawdziły się moje obawy, że kwota wywoła u mnie stan przed zawałowy.  Przez następne trzy dni wprowadzam plan oszczędnościowy. Bar mleczny i gołąbki 3,99 porcja.

 

Powrót do domu. Kolumna aut. Prędkość obowiązującą – 90km/h. Jadę sobie spokojnie, aż tu nagle coś białego wyskakuje mi zza pleców. Prędkość na oko 150km/h. Toyota Avensis. Mija mnie , mija kolumnę i pakuje się miedzy dwie ciężarówki. Z tym, że jedna nadjeżdża z przeciwka. Ciężarówki uciekają na pobocze , Toyota mija wszystkich, przejeżdża na styk między ciężarówkami  i znika za horyzontem. Dzisiaj mu się udało, ale za kilka dni ktoś inny będzie nosił nerkę tego kierowcy z Toyoty. Normalne na polskich drogach.

Wróciłem do domu. Po bimbałem sobie kilka godzin i jadę taksówką na piwo ze znajomą , która wróciła z urlopu. W rękach mam paczkę ze zdjęciami z mojego urlopu. Wysiadam z taxi, wchodzę do pubu, zamawiam Warkę i idę poczekać na nią na zewnątrz. Znajoma pojawiła się za chwilę. Przyszła w takiej mini, że o mało się nie piwem nie udławiłem. Spoko, trzymam fason. Gadamy, śmiejemy się , pijemy piwo, gadamy, śmiejemy się, pijemy coraz więcej piwa. Zabraliśmy się za oglądanie zdjęć. Najpierw jej. Śliczne. Była ze swoim chłopakiem dwa tygodnie na Mazurach. Bardzo zadowolona. Zazdroszczę. Ona komentuje każde zdjęcie. Zazdroszczę. Kończymy oglądanie zdjęć i pojawia się jej chłopak. Uprzedziła mnie, że może się pojawić. No tak, jakbym miał taką atrakcyjną dziewczynę to też bym jej pilnował – pomyślałem. Zapoznaliśmy się. Przesympatyczny gość. Znajoma ma nosa do facetów. Respekt. Wyciągnąłem swój stos zdjęć z urlopu w skandynawii. Oglądamy. Ja komentuje oglądanie po swojemu. Ryczą ze śmiechu. Ja też zresztą. Zazdroszczą. Oglądamy dalej. Komentuje. Śmiejemy się. Zazdroszczą. Zakończyliśmy imprezkę koło 22 i chłopak znajomej rozwozi nas do domów. Z odtwarzacza w aucie leci Guano Apes, a ja mam taki humor, że kiwam się w rytm muzyki. Znajoma odwieziona, teraz kolej na mnie. Przy wysiadaniu z auta wypada mi telefon komórkowy. W domu orientuje się , że go nie mam. Dzwonie do znajomej , żeby zadzwoniła do chłopaka w celu poszukiwania telefonu w aucie. Zadzwoniła, pobiegłem przez dzielnicę do niego , ma czekać przy aucie. Nie ma go...nagle słyszę głos z ciemności: - masz szczęście, znalazłem. - Wręcza mi telefon – wpadł w schowek w drzwiach. Podziękowałem i lecę do domu. Po drodze kupiłem jeszcze dwa piwka, jedno dla siebie , jedno dla mojego brata z którym mieszkam. W domu zasiadłem przed kompem i sącząc piwko wchodzę na chat. Nie pamiętam co się działo na chacie, bo się pijany zrobiłem. Posiedziałem jeszcze trochę przed monitorem i poczłapałem do łóżka. Zamknąłem oczy i odpłynąłem w świat snów, których nigdy nie pamiętam...

 

obywatel_x : :
sie 27 2002 27.08.2002 noc...
Komentarze: 0

Wstał kolejny piękny dzień. Ja też wstałem, a co mi tam. Dzisiaj wyjątkowo pobudka o 6:15 i to za pierwszym razem – żadnego przestawiania budzika. Dlaczego tak się stało ? Żeby to zrozumieć muszę napisać co mi się przydarzyło dnia poprzedniego w nocy.

 

Jak co dzień o godzinie 22 zameldowałem się na chacie ludzi z mojego miasta. Spotkałem tam wielu znajomych, których poznałem przez net i teraz sobie piwkujemy na realu. Za chwile pojawiła się moja prawie sąsiadka, (mieszka kilka bloków dalej) która tez poznałem przez net, a wcześniej o jej istnieniu nie miałem zielonego pojęcia. Zapytała się mnie czy podwiozę ją rano do pracy, a ja się chętnie zgodziłem . Umówiliśmy się , że obudzę ją porannym telefonem. Po tej rozmowie zrobiliśmy mały jazz na chacie na ogólnym. Ona prosiła o całusy, a ja poinformowałem ją , że całusy ze mną tylko na realu. Umówiliśmy się na następny dzień na godzinę 7 na całowanie, a o 7:01 miał być gwałt. Tylko nie wiem kto kogo miał gwałcić. Zaczęły się zgłaszać inne chętne na całowanie i musiałem ustalić kolejność. Na chacie w tym momencie znajdowało się około 100 osób. Lubię takie odjazdy gdy piszemy w duecie bzdury , a ludzie ryczą ze śmiechu. Przynajmniej Ci co to czytają i rozumieją. Niestety przy okazji zacząłem zaczepiać wszystkie chatowniczki, jakie tylko pojawiły się na ogólnym i się  chryja zrobiła. Najgorsze, że oberwało się osobie, którą bardzo lubię. Wirtualna scena zazdrości odegrana przez moją towarzyszkę wprawiła w osłupienie mnie i pozostałych obserwatorów. W międzyczasie cały czas męczyłem się ze ściągnięciem z netu odtwarzacza do DVD. O godzinie 24 już go miałem na dysku, ale oczywiście nic nie odtworzył tylko spowodował permanentne zamknięcie systemu. Zacząłem ściągać następny , a w tym czasie awantura na ogólnym trwała w najlepsze. W końcu nastąpiła jako taka cisza i moja znajoma –sąsiadka – zazdrośnica zaprosiła mnie na do gry w grę na jednym ze znanych  portali internetowych. Umówiliśmy się , że gramy o swoje ciało....Stawka wysoka, ale chyba nie ma różnicy kto wygra yhyhyhy. Zagraliśmy. Pierwsza partia w plecy. W międzyczasie znajoma zaczęła mnie uswiadamiać:

 

-         wiesz, jestem tu adminem...

 

-         wiem. : -))))

 

-         o kurcze, już Ci mówiłam...

 

Wiedziałem o tym, bo kiedyś ostro popiliśmy i pochwaliła się swoim adminowaniem. Jednak ciągła dalej:

 

-         wiesz, że niektórzy się proszą , żeby zagrać z adminem ?

 

-         taaaak ? jest mi niezmiernie miło :-)))

 

Mimo, że nie miałem bladego pojęcia o tej grze wygrałem decydująca partie i podejrzewam , że dała mi niezłe fory. Po skończonej partii pożegnaliśmy się i umówiliśmy na oddanie ciała kiedy indziej. Z ta moją znajoma jest związana śmieszna historia. Chociaż mieszkamy rzut beretem od siebie poznaliśmy się gdy ja byłem kilkaset kilometrów od Polski. Chatowałem sobie w nocy i poznałem ją właśnie na chacie. Od razu przypadliśmy sobie do gustu, bo mamy podobne poczucie humoru. Postanowiliśmy, że jak wrócę to się zdzwonimy i wyskoczymy razem na piwko. Niestety po powrocie do Polski nie miałem czasu na wykorzystanie tej arcyciekawej propozycji i spotkaliśmy się za kilka dni znowu na chacie. Była wtedy godzina 1 w nocy. Po 3 minutach rozmowy byliśmy już umówieni, a za 15 minut byliśmy już pod knajpą. Pech chciał, że knajpa już zamknięta. Co robić ? Nie namyślając się długo znajoma zaprosiła mnie do siebie. Odwiedziliśmy jeszcze wcześniej monopolowy i zaopatrzyliśmy się w duży zapas napojów chłodzących marki Tyskie. Poszliśmy do niej i rozmawialiśmy do rana, umilając sobie rozmowę piciem. O 5 z minutami wytoczyłem się z jej bramy i nawet nie wiem jak udało mi się dotrzeć do domu....

 

            Tyle historyjki. Gra się skończyła, znajoma poszła spać a ja dalej walczyłem z moim bezlitosnym wrogiem – DVD. W końcu udało mi się ściągnąć 12MB plik przez zwykły modem (godzina i 15 minut...) i po uruchomieniu film ożył ! Cieszyłem się, ale po 5 minutach film się wyłączył....No tak, wersja demonstracyjna. Super. W ostatnim geście rozpaczy uruchomiłem jeszcze raz odtwarzacz, który wcześniej odmówił posłuszeństwa. I zadziałało ! Chyba coś się zamieszało z kodekami i dlatego wcześniej nie chciał działać. Niestety nie miałem już siły oglądać żadnego filmu nawet ze sobą w roli głównej. Była godzina 02:30. Zasnąłem...

 

            To było dzisiaj w nocy. Rano obudziłem się jak nigdy o 6:15 z mocnym postanowieniem odstawienia mojej znajomej do pracy. Miałem zadzwonić do niej o 7:00. Przed siódmą zadzwonił jakiś nawiedzony kierowca ciężarówki z kablem , że już stoi z nim na budowie i nie ma tam nikogo, kto mógłby pokwitować odbiór. Zrobiłem akcję telefoniczną ściągnięcia jakiegoś ludzika do odbioru. Problem w tym , że ta budowa jest jakieś 60km od mojego miasta, a ludzik siedzi w mieście. Poinformowałem nawiedzonego kierowcę, że normalni ludzie o tej porze jeszcze śpią, nienormalni pija kawę , a kompletnie upośledzeni stoją ciężarówkami na budowie i  nakazałem mu czekać na ludzika. Wybiła siódma. Zadzwoniłem do znajomej:

 

-         To ja Twój transport.

 

-         Aaaaa daj mi 10 minut....

 

-         Jakie 10 minut ?

 

-         Aaaaa myślałam, że zaspałam...przyjedź o wpół do ośmej

 

-         Oka

 

Odłożyłem słuchawkę, przeprowadziłem procedurę wyjścia z domu (kawa, śniadanko, prasowanko, muzyczka) i pognałem do znajomej. CDN

 

 

obywatel_x : :
sie 26 2002 29.08.2002 wieczór
Komentarze: 7
obywatel_x : :
sie 26 2002 Poniedziałek 26.08.2002
Komentarze: 0

Mój telefon komórkowy zawył dziko. Z niedowierzaniem popatrzyłem na niego, lecz on dalej wył. Doszło do mnie, że on nie wyje bez powodu. To był poniedziałek 26 sierpnia 2002 roku godzina 6 rano. Dzień w którym postanowiłem napisać swój pamiętnik czyli bloga w necie, ale nie uprzedzajmy faktów. Telefon wył sobie dalej w najlepsze, a ja usiłowałem go włączyć , żeby budzik wyłączyć. Operacja się udała i przestawiłem budzik na 06:45. Znowu śpię. Za pięć sekund telefon znowu zaczął wyć. Znowu operacja wyłączania. Okazało się , że nie minęło pięć sekund tylko 45 minut. Spoko, wstaje. Kolejny klasyczny dzień pracy. Śniadanko -  spokojnie mam czas. Kawka – oooo, ile mam jeszcze czasu. Prasowanko i trochę muzyczki z telewizji – hmmm , już trochę późno. Mam na ósmą. Zdąże. O 7:50 wybiegam z domu potrącając sąsiadkę w drzwiach. Nerwowo otwieram auto. Otwieram z prawej strony, bo po lewej ktoś wydrapał zamek śrubokrętem dwa tygodnie temu.  Zamek już kupiłem, ale nie ma kto zamontować. Ja nie umiem. Odpalam maszynę i przeprowadzam rajd po zatłoczonych ulicach mego miasta. Przejeżdżam trzy dzielnice i o godzinie 08:01 jestem w pracy. Z uśmiechem witam pozostałych pracowników, którzy stoją już w blokach startowych, to jest siedzą na fotelach przy swoich biurkach.    Jest dobrze, szef ma dobry humor. Zabieram się za pierwszą sprawę tego dnia. Hmmmm trudna sprawa. Jeden z klientów zamówił w piątek kabel. Kabel został zamówiony przeze mnie w składzie kabli, a skład jak to skład, przygotował ładnie zamówiony odcinek. Przygotował to znaczy odciął kawał kabla i nawinął go na szpulkę. Taki kabelek na szpulce waży pół tony, a mała szpulka ma metr pięćdziesiąt wysokości. W sobotę zadzwonił do mnie znowu ten klient i niewinnym głosem oznajmił że „się koncepcja zmieniła i potrzebny mu jest inny kabel”. Włosy zjeżyły mi się na głowie, bo bęben kabla to nie para trampek, nie można sobie iść do sklepu i zwrócić , bo cisną w palucha. Postanowiłem sprawę odłożyć na poniedziałek rano, bo w sobotę i tak już nic bym nie zrobił. I nastał poniedziałek rano, a ja siedzę ze słuchawką w ręku i zastanawiam się jaką linię obrony przyjąć, żeby mnie nie wyśmiali. Zadzwoniłem. Na drugim końcu polski telefon odebrała miła Pani i wysłuchała mojej historii. Roztoczyłem jej wizję wspólnej pomyślności pod warunkiem , że zatrzymają sobie ten przygotowany odcinek, a jutro dostarcza nam inny odcinek innego kabla. Pani stwierdziła, że to wykracza ponad jej kompetencje i musi dzwonić do prezesa składu z kablami. Kazała zadzwonić za 15 minut. W zdenerwowaniu przeczekałem 15 minut nerwowo paląc papierosa. Po 15 minutach dzwonie. Prezes się zgodził na anulowanie naszego zamówienia i nawet nie obciążył nas kosztami cięcia. Ave prezes ! Podziękowałem mojej rozmówczyni najśliczniej jak umiałem i rzuciłem się do dalszej walki. Wszystko przebiegało zgodnie z planem gdzieś do godziny jedenastej. O tej porze dowiedziałem się, że jeden z moich klientów zrezygnował z zakupu u nas, bo konkurencja obiecała mu krótszy termin realizacji. Wściekłem się , bo klient zasygnalizował już chęć zakupu dwa tygodnie temu, tylko nie mógł się zdecydować na ilość. W piątek zamówił , a w poniedziałek okazało się , że towar potrzebuje na wtorek. Anulował zamówienie u nas i zamówił w konkurencji, która obiecała mu zrealizować zamówienie na wtorek. Oczywiście znowu chodziło o kabel. Zadzwoniłem do szefa tej firmy i zaopatrzeniowca i obydwu uświadomiłem, że kabel już do nich jedzie i nie da rady wycofać zamówienia. Niestety nie dali się przekonać i oznajmili mi po raz drugi, że we wtorek dostaną kabelek , albo mogę sobie go wsadzić w buty. Adrenalina mi się podniosła i ręce mi opadły. Wybrnąłem jednak z sytuacji i załatwiłem im na wtorek z innego miejsca. Kosztowało mnie to tyle siły , że już miałem pisać podanie o urlop. W międzyczasie jeszcze ktoś zadzwonił o jakiś inny kabel. Udzieliłem kompetentnej odpowiedzi. Po odłożeniu słuchawki oznajmiłem wszystkim w mojej firmie, że jak ktoś jeszcze zadzwoni o kabel to idę się zastrzelić. Moi współpracownicy odpowiedzieli gromkim śmiechem. O godzinie 15 zorientowałem się, że zrobiłem wielki błąd i zamówiłem nie ten towar co trzeba dla jeszcze innego klienta. Świetnie. Dlaczego Boże mnie tak karzesz w poniedziałek ? Odkręcanie tego błędu zajęło mi kolejną godzinę. Szesnasta – koniec pracy. Moje zwłoki domagały się wyjścia z tego miejsca kaźni. Zwłoki wsiadły do auta i odjechały. Wreszcie spokój. Trzeba się odprężyć. Jadę do wypożyczalni pożyczyć film. Wpadam do wypożyczalni i biorę film na DVD. Mam nowy komputer z DVD, więc trzeba wypróbować cudo. Jadę do domu , wrzucam płytę do czytnika i czekam. Czekam i nic się nie dzieje. Aha, nie mam programu . Świetnie, chyba sobie nie pooglądam. W międzyczasie dzwoni telefon.

 

-          Panie mam towar dla Pana do firmy , ale w pana firmie już nikogo nie ma , gdzie mam dostarczyć towar ?

 

-         Przyjedź Pan do mnie – odpowiadam. Facet stanął na ulicy, a ja zasuwam do niego na przełaj. Pochodzę. Facet wyjmuje dwie paczki.

 

-         Chwileczkę ,  miały być trzy ! – informuje gościa. Gość na to:

 

-         Dali tylko dwie, widocznie się pomylili.

 

-         No dobra wezmę , ale doślijcie mi jedną

 

Zasuwam z powrotem do domu z paczkami. Wpadłem na genialny pomysł, że ściągnę sobie program do DVD z internetu. Dzisiaj miałem otrzymać dostęp do internetu 24/h na dobę. Dzwonie do operatora. Pytam się:

 

-         Dzisiaj miałem dostać numer dostępowy i hasło do uslugi Dialnet Codzień. Czy może mi Pani podać ?

 

-         Proszę Pana mamy re coś tam systemu, nie mam dostępu do bazy, proszę skontaktować się z nami jutro.

 

-         Ależ proszę Pani w czwartek powiedziano mi , że hasło uzyskam w piątek , w piątek, że w sobotę, a w sobotę mieliście re coś tam systemu i kazaliście mi zadzwonić poniedziałek, czy ja kiedyś otrzymam ten dostęp ?

 

-         Proszę Pana (ble , ble , ble , ble , ble ) proszę skontaktować się jutro.

 

Po ostatnim zdaniu Pani z firmy Dialog nastąpiło rozłączenie rozmowy poprzez uderzenie słuchawką o stół i kilka moich niecenzuralnych słów na temat Dialogu i Pani z infolinii. Skapitulowałem. Nie będzie DVD. Postanowiłem odreagować i zająć się obiadem. Zrobiłem sałatkę z czerwonej papryki i pomidorów , wszystko to posypałem Vegetą i Curry i spróbowałem. Dobreeee. Nalałem sobie kieliszek kalifornijskiego wina i popijając zabrałem się na smażeniu rybnych filecików. Gdy już wszystko było gotowe zjadłem ze smakiem i trochę wciąłem się winem. Nie potrzebnie piłem drugi. Teraz siedzę na fotelu i piszę bloga. Zaraz idę na siłownie, a po niej wrócę i coś jeszcze dopiszę. Fajnie będzie.

 

 

obywatel_x : :