Archiwum 01 września 2002


wrz 01 2002 Piątek 30.08.2002
Komentarze: 1

                   Kolejny dzień powszedni, a ja nieszczęsny znowu muszę wstać o 05:30. Wykonuje telefon z pobudką i zjawiam się pod blokiem sąsiadki tym razem punktualnie. Po chwili ona wychodzi z bramy razem ze swoim dzieckiem. Dokonujemy oficjalnego zapoznania i chłopak siada na tylnim fotelu. Sąsiadka tłumaczy, że pokłóciła się z rodzicami i nie ma kto pilnować jej dziecka. Prosi mnie , żeby pojechać w jedno miejsce. Jedziemy. Ona prosi żeby zaczekać kilka minut. W tym czasie ucinam sobie pogawędkę z jej synem. Chłopak bystry. Wpada mu w oko rączka od hamulca ręcznego. Przez najbliższe 10 minut słyszę tylko zgrzyt zaciągania i puszczania hamulca. Straszę go, że jak popsuje to będzie musiał za to zapłacić. Nie przejął się tym i poinformował mnie że ma „pięć baniek” w skarbonce. Nie mam więcej pytań. Wraca sąsiadka. Jedziemy do domu jej koleżanki odstawić dziecko. Później odwożę sąsiadkę do pracy i umawiamy się na 10:30 na rozwożenie dokumentów. W mojej pracy ostatnie przygotowania do zakończenia miesiąca. Ściemniam moich klientów jak tylko się da. Fragment jednej z rozmów:

-                     Panie Leszku mam do Pana wielką prośbę, właściwie od nas wszystkich (kit, że od wszystkich – to mi zależało, żeby powiększyć obrót)

-                     Tak ? 

-                     Już Panu mówię o co chodzi. Sytuacja wygląda tak: brakuje nam do wykonania planu jeszcze trochę obrotu. (kit) Jak nie wykonamy planu to nie dostaniemy premii (kit, premia i tak będzie) Szkoda, żeby dziewczyna i chłopaki stracili parę złotych. Dlatego mamy prośbę do Pana. Na magazynie znajduje się towar zamówiony i nie odebrany przez Państwa. Chcielibyśmy zafakturować Państwu to na ten miesiąc.

-                     No tak , ale my odbierać będziemy go dopiero za dwa tygodnie !

-                     To powiększymy Panu termin płatności o te dwa tygodnie.

-                     No dobra.

-                     Śliczne podziękowania od całej załogi.

Humor mam świetny jak przez cały tydzień. O 10:30 Jadę po sąsiadkę pod jej pracę. Odbieramy syna od jej koleżanki i jedziemy pod ratusz. Sąsiadka idzie do prezydenta. W tym czasie jej syn usiłuje mi wyrwać hamulec ręczny wraz linką. Próbuje wpłynąć na niego grożąc konsekwencjami finansowymi.

-                     a ile cieba becie placić ?

-                     dwieście pięćdziesiąt tysięcy, trzysta dwadzieścia milionów. – wymyślam jakąś abstrakcyjną kwotę.

-                     Eee Tile za taki złom ???

Mały mnie zgasił jednym zdaniem, a ja kolejny raz się uśmiałem. Sąsiadka wraca i chwali się że jak weszła to prezydent od razu krzyknął do sekretarki:

-                     Pani Jadziu dwie kawy proszę !!!

Jestem pod wrażeniem.

Jedziemy dalej. Pojawiamy się w miejscu gdzie sąsiadka pracowała do niedawna. Została bezpodstawnie zwolniona. Stąd donos do prezydenta. Poszła z podaniem o pracę i wraca. Opowiada o rozmowie z dyrektor instytucji.

-                     Witam Panią, co Panią sprowadza ? – Pyta zdziwiona dyrektorka.

-                     Przyniosłam podanie o pracę

-                     Nie mam dla Pani żadnego wolnego miejsca.

-                     To się jeszcze okaże czy Pani nie ma.

Śmiejemy się podczas opowiadania. Sąsiadka stwierdza że niezła z niej suka. Wyprowadzam ją z błędu , mówiąc że nie jest suka tylko umie sobie radzić w życiu.

Tym razem 5 minut dla synka sąsiadki. Jedziemy go zaszczepić do przychodni. Robi scenę strachu już w samochodzie. Matka na siłę wyciąga go z auta. Ja zostaje sam. Wysyłam sms -a do mojej przyjaciółki w Grecji. Z nieba leje się żar , tam to dopiero muszą mieć mikrofalówkę. Za chwilę wraca mama z synkiem. Jest cała mokra od potu i krzyczy. Spociła się bo nie mogła utrzymać syna podczas szczepienia. Na pomoc przyszły 3 pielęgniarki i udało się zaszczepić małego panikarza.

Zapraszam sąsiadkę na kawę do mojego mieszkania. Nabija się trochę ze mnie, ale w końcu przyjmuje zaproszenie. Lądujemy u mnie w domu. Mam bałagan - wstydzę się. Ona stwierdza, że jak na facetów to mamy czysto. Żaden to dla mnie komplement. Zwykle jest tak czysto jakby mieszkały same kobiety. Niestety był piątek i brat zaniedbał niektóre sprawy  (dać bratu komputer) ,a  ja nie miałem już sił po pracy w czwartek. Wstydzę się robiąc kawę. Później mi przechodzi. Po chwili syn zajmuje się komputerem, a sąsiadce spodobała się moja kanapa. Najpierw na niej siada, a później się kładzie i patrzy na mnie maślanymi oczkami.

-                     Bardzo wygodna kanapa – mówi

-                     No wiem, każdy to mówi – gryzę się w język żeby nie powiedzieć „każda”. Właściwie tylko Pszczółka tak mówiła, ale czasami fajnie przesadzić : - ))

-                     Mogę iść spać ?

-                     He he he – spoglądam zrozpaczony na jej syna zabawiającego się w najlepsze komputerem.

-                     Ja idę spać, a Ty zabieraj dziecko do mnie do domu i się opiekuj.

-                     Tak, a do pracy za mnie pójdą krasnoludki.

Jest milutko. Pokazuje jej zdjęcia z wakacji i opowiadam kilka ciekawostek. Godzina minęła jak kilka minut. Zbieramy się. Odwożę sąsiadkę pod dom. Przed wyjściem z auta ona zadaje pytanie:

-                     Może pójdziemy dzisiaj na imprezę chatowiczów razem ?

-                     Eeeee, niestety już jestem umówiony.

-                     Z kim ?

-                     A ze znajomą , ona też chatuje.

-                     Yyyyy !!! Olałeś mnie ! Jesteś niedobry !

-                     Spokojnie...z nią umówiłem się już w środę.

-                     Nie lubię Cię , olałeś mnie.

Co robić ? Wymyślam mały kompromis , przecież się nie sklonuje.

-                     Hmmm a co Ty na to, żebyśmy pojechali wszyscy razem ?

-                     Pewnie ! A Twoja znajoma nie będzie mieć nic przeciwko temu ?

-                     Umówmy się tak . Zadzwonię do niej po 16, powiem jej jak sprawa stoi, a później zadzwonię do Ciebie.

-                     Ok.

Żegnamy się i jadę z powrotem do pracy. Kolega, którego pozostawiłem sam w miejscu kaźni ledwo dycha. Przychodzę mu z odsieczą. O 15:30 mamy finisz. Pełna satysfakcja. Zwłaszcza dla mnie, bo był to dla mnie świetny miesiąc. Oglądam na koniec jeszcze wydruki z podsumowaniem i wniosek może być tylko jeden – jestem geniuszem zła : -))) Wiwat skromność : -)))

Sprawdzam jeszcze pocztę i dostaje maila od mojej siostry netowej. W mailu jest załącznik. Artykuł na temat internetu jej autorstwa. Wysyłam go sobie do domu, żeby mieć na deser i zwijam się do domu. Nagle sms. Siostra delikatnie daje do zrozumienia, żebym do niej tyrknął. Dzwonię i rozmawiamy. Moja Sis jest przesympatyczną kobietą. Jest trochę starsza ode mnie i uwielbiamy się jak prawdziwe rodzeństwo. Nigdy się nie widzieliśmy na żywo i przypuszczam, że nigdy nie zobaczymy. Kocham ją za to , że jest ciepła, spokojna, pogodna, zrównoważona i skromna mimo że jest bardzo wykształconą i czynną zawodowo kobietą. Buziak Sis. 

Pakuje się do samochodu i jadę na gołąbki za 3,99 zł porcja. Oszczędności – słowo się rzekło. Jak zwykle pyszności. Po obiadku jadę do domu. Operacja przeistoczenia się w normalnego pachnącego osobnika trwa 30 minut. Dzwonię do Pszczółki. Informuje ją, że będziemy mieli dwoje pasażerów. Sąsiadkę i jej syna. Nie zgłasza protestów tylko pyta się czy się znają. Okazuje się , że się nie znają. Jadę po Pszczółkę. Po drodze wykonuje telefon do sąsiadki, żeby się zbierała. Sąsiadka pyta się jak przebiegła rozmowa z Pszczółką.

-                     I co nie miała żadnych problemów ?

-                     Nie miała...a zresztą w końcu to moje auto i mogę wozić kogo chce. :- )))

-                     No dobra jak będziesz koło muzeum to zadzwoń do mnie to zejdę.

Odbieram Pszczółkę i jedziemy z powrotem. Pszczółka dopytuje się o sąsiadkę. Mówię jej , że to tylko kumpela. Dowiaduje się, że Pszczółka umówiła się z kimś z netu na spotkanie na zlocie. Spoko. Przy muzeum wykonuje telefon do Sąsiadki. Udaje pilota wycieczki autokarowej.

-                     Halo – odbiera sąsiadka.

-                     Wjeżdżamy do miasta i po lewej stronie widzimy piękne muzeum.

-                     Hi hi hi . Ja schodzę na dół za pięć minut.

-                     No co Ty , nie dojadę do Ciebie w ciągu 5 minut.

-                     To zadzwoń do mnie domofonem jak dojedziesz.

-                     A co to jest domofon ? – gram wariata

-                     Takie przy wejściu z guziczkami.

Zostawiamy auto i przesiadamy się do taksówki. Pszczółka z sąsiadką nawijają całą drogę. Podjeżdżamy pod pub i wysiadamy. Pod pubem stoi z 10 osób i piją piwko. W większości faceci. Wszyscy z chata. Na mój widok w towarzystwie dwóch kobiet dostają wytrzeszczu oczu. Efektowne wejście : -)))

-                     Eeee Tobie to nie za dobrze ??? – mówi któryś z nich. Śmiech.

-                     Gdybyś Ty wiedział człowieku ile siły mnie to kosztowało to byś inaczej mówił – myślę sobie i się uśmiecham.

Witam się ze wszystkimi, Wśród znajomych widzę również koleżankę, która właśnie wróciła z urlopu. To też dziewczyna, którą poznałem dzięki internetowi. Co ciekawe ona tak poznała swojego chłopaka. Planują małżeństwo.

Rozpoczyna się impreza, ale to już w innej części bajki. Teraz mi zimno w palce i muszę się gdzieś wyrwać, bo szaro , deszcz pada, smutno i nudno. Ileż można siedzieć przed tym kompem ? : - ))) CDN

 

 

 

 

 

 

 

obywatel_x : :
wrz 01 2002 Czwartek 29.08.2002
Komentarze: 2

Czwartek. Sąsiadka popiła w dniu wczorajszym i prosiła w nocy o dwa telefony rano. Jeden o 6:00 drugi o 6:10. Polecenie wykonałem pomiędzy prysznicem, a śniadaniem. Zjawiam się u niej tylko 10 minut spóźniony. Sąsiadka wychodzi z bramy z jakimś typem. Typ targa ciężki karton. Zostajemy sobie przedstawieni. Karton ląduje w moim aucie, typ sobie poszedł, a my podążamy do pracy sąsiadki.. Sąsiadka tłumaczy kim jest ów typ. Niewiele mnie to interesuje, ale spoko. Zawartość kartonu to nieużywane ubrania , które zdecydowała się oddać do opieki społecznej. Ładnie z jej strony. Podczas jazdy sąsiadka wyraźnie się rozkręca i żartujemy całą drogę. Oprócz żartów poprosiła mnie o przepisanie i wydrukowanie swojego podania o pracę i jakiegoś pisma. Zgodziłem się jak zwykle. Znowu zaproponowała kawę o 11. Przy okazji chciała odebrać przepisane papiery. Na koniec dowiaduje się , ze ja mam wtaszczyć ten karton do budynku gdzie ona pracuje. Zanoszę karton na piętro. Współpracowniczki sąsiadki patrzą na mnie badawczo uśmiechając się pod nosem. „To nie tak jak myślicie” – powinienem powiedzieć i sam się z tego śmieje. Szybko znikam, a sąsiadka dziękuje mi serdecznie na progu. Jeden dobry uczynek dzisiaj zaliczyłem. Może wezmą mnie do nieba po śmierci. Jadę do pracy.  W pracy siwy dym. Szef wraz z moja współpracowniczką zniknęli wczoraj w godzinach popołudniowych i następnego dnia nie wrócili do pracy. Ich rodziny wykonują badawcze telefony. To oznacza, że oboje nie wrócili na noc do domów. Zero zdziwienia ze strony mojej i reszty pracujących – to nie pierwszyzna. Ciężko pracuje przez 8 godzin. O 11 dzwoni sąsiadka i przeprasza, że z kawy nici. Ja ją przepraszam, że nie przepisałem jej podania. Umawiamy się , że przepisze w domu.  O 16 mam już dosyć , ale pozostał jeszcze na koniec do wykonania telefon do szwagierki w sprawie pracy dla kuzyna Jarka. Dzwonie , niestety zero przyjęć w jej firmie. Pogadaliśmy , sprzedałem jej na koniec kilka netowych kawałów i pożegnaliśmy się. Dała mi kilka wskazówek gdzie szukać. Zacząłem buszować w necie. Znalazłem mnóstwo miejsc gdzie kuzyn może poszukać pracy.  Wydrukowałem adresy i zeszło mi do 18:30. Kolejny dobry uczynek. Zmęczonymi oczami widzę aureole wokół swojej głowy. Zabieram plik kartek i jadę do Jarka i Sonii. Staję autem przed blokiem, dzwoni telefon. Sąsiadka. Zaprasza mnie na piwo. Tłumaczę jej jaka jest sytuacja. Po za tym jestem tak zmęczony , ze nie mam siły. Muszę odmówić. Sąsiadka zawiedziona.  Zasuwam do góry do ich mieszkania. Wchodzę. Sonia zszokowana moim ubiorem. Znajomi rzadko widzą mnie pod krawatem :- )) Wyjmuje stertę kartek z wydrukami adresów i udaje , że to dla mnie drobiazg. Oni zauważają mój wysiłek i chwalą. Mam nadzieję, że te wydruki coś pomogą. Bardzo chcą mnie zatrzymać i wlać we mnie jakieś nieprzyzwoite ilości piwa. Nie daję się namówić mając w pamięci czekające mnie przepisywanie podania dla sąsiadki. Wracam skonany do domu. Zjadam byle jaki obiad i zażywam odprężającego prysznica. Za kilka minut już jestem przed kompem i piszę. Podanie – pryszcz - 5 minut pisania. To drugie pismo ma 3 strony A-4. Męczę się z nim. Mój brat chce mi pomóc, ale po chwili stwierdzam , że z jego pomocą idzie jeszcze wolniej i zabieram mu kartkę. Podczas przepisywania orientuje się, że ta kartka to nic innego tylko...donos !!! Donos na jedna budżetową instytucję, gdzie moja sympatyczna sąsiadka stara się o pracę... Pytam się jej przez gg co to ma być. Odpowiada, że faktycznie donos. Pytam się kto go dostanie, a ona na to, że prezydent miasta. Wow. Dziewczyna ma niezłe plecy. Nie wnikam. Piszę dalej. Po przepisaniu wysyłam to wszystko mailem do pracy  celem wydrukowania. Kolejny dobry uczynek. Już teraz jestem pewien, że będę święty, pójdę do nieba, czy też zmartchwystane na sądzie ostatecznym – jak kto woli. W końcu to ta sama bajka.  Sąsiadka ponownie prosi o podwiezienie i pojechanie w godzinach południowych z nią celem oddania tych papierków we właściwe ręce. Zgadam się , w końcu jestem święty za życia... Wchodzimy jeszcze na koniec razem na chat. Powodujemy delikatny szok u pozostałych chatowników umawiając się na seks na ogólnym. Na koniec ja wymiękam i odpuszczam temat. : -)) Obserwatorzy rozczarowani. Kończymy show i idziemy spać.

obywatel_x : :