Archiwum 26 sierpnia 2002


sie 26 2002 29.08.2002 wieczór
Komentarze: 7
obywatel_x : :
sie 26 2002 Poniedziałek 26.08.2002
Komentarze: 0

Mój telefon komórkowy zawył dziko. Z niedowierzaniem popatrzyłem na niego, lecz on dalej wył. Doszło do mnie, że on nie wyje bez powodu. To był poniedziałek 26 sierpnia 2002 roku godzina 6 rano. Dzień w którym postanowiłem napisać swój pamiętnik czyli bloga w necie, ale nie uprzedzajmy faktów. Telefon wył sobie dalej w najlepsze, a ja usiłowałem go włączyć , żeby budzik wyłączyć. Operacja się udała i przestawiłem budzik na 06:45. Znowu śpię. Za pięć sekund telefon znowu zaczął wyć. Znowu operacja wyłączania. Okazało się , że nie minęło pięć sekund tylko 45 minut. Spoko, wstaje. Kolejny klasyczny dzień pracy. Śniadanko -  spokojnie mam czas. Kawka – oooo, ile mam jeszcze czasu. Prasowanko i trochę muzyczki z telewizji – hmmm , już trochę późno. Mam na ósmą. Zdąże. O 7:50 wybiegam z domu potrącając sąsiadkę w drzwiach. Nerwowo otwieram auto. Otwieram z prawej strony, bo po lewej ktoś wydrapał zamek śrubokrętem dwa tygodnie temu.  Zamek już kupiłem, ale nie ma kto zamontować. Ja nie umiem. Odpalam maszynę i przeprowadzam rajd po zatłoczonych ulicach mego miasta. Przejeżdżam trzy dzielnice i o godzinie 08:01 jestem w pracy. Z uśmiechem witam pozostałych pracowników, którzy stoją już w blokach startowych, to jest siedzą na fotelach przy swoich biurkach.    Jest dobrze, szef ma dobry humor. Zabieram się za pierwszą sprawę tego dnia. Hmmmm trudna sprawa. Jeden z klientów zamówił w piątek kabel. Kabel został zamówiony przeze mnie w składzie kabli, a skład jak to skład, przygotował ładnie zamówiony odcinek. Przygotował to znaczy odciął kawał kabla i nawinął go na szpulkę. Taki kabelek na szpulce waży pół tony, a mała szpulka ma metr pięćdziesiąt wysokości. W sobotę zadzwonił do mnie znowu ten klient i niewinnym głosem oznajmił że „się koncepcja zmieniła i potrzebny mu jest inny kabel”. Włosy zjeżyły mi się na głowie, bo bęben kabla to nie para trampek, nie można sobie iść do sklepu i zwrócić , bo cisną w palucha. Postanowiłem sprawę odłożyć na poniedziałek rano, bo w sobotę i tak już nic bym nie zrobił. I nastał poniedziałek rano, a ja siedzę ze słuchawką w ręku i zastanawiam się jaką linię obrony przyjąć, żeby mnie nie wyśmiali. Zadzwoniłem. Na drugim końcu polski telefon odebrała miła Pani i wysłuchała mojej historii. Roztoczyłem jej wizję wspólnej pomyślności pod warunkiem , że zatrzymają sobie ten przygotowany odcinek, a jutro dostarcza nam inny odcinek innego kabla. Pani stwierdziła, że to wykracza ponad jej kompetencje i musi dzwonić do prezesa składu z kablami. Kazała zadzwonić za 15 minut. W zdenerwowaniu przeczekałem 15 minut nerwowo paląc papierosa. Po 15 minutach dzwonie. Prezes się zgodził na anulowanie naszego zamówienia i nawet nie obciążył nas kosztami cięcia. Ave prezes ! Podziękowałem mojej rozmówczyni najśliczniej jak umiałem i rzuciłem się do dalszej walki. Wszystko przebiegało zgodnie z planem gdzieś do godziny jedenastej. O tej porze dowiedziałem się, że jeden z moich klientów zrezygnował z zakupu u nas, bo konkurencja obiecała mu krótszy termin realizacji. Wściekłem się , bo klient zasygnalizował już chęć zakupu dwa tygodnie temu, tylko nie mógł się zdecydować na ilość. W piątek zamówił , a w poniedziałek okazało się , że towar potrzebuje na wtorek. Anulował zamówienie u nas i zamówił w konkurencji, która obiecała mu zrealizować zamówienie na wtorek. Oczywiście znowu chodziło o kabel. Zadzwoniłem do szefa tej firmy i zaopatrzeniowca i obydwu uświadomiłem, że kabel już do nich jedzie i nie da rady wycofać zamówienia. Niestety nie dali się przekonać i oznajmili mi po raz drugi, że we wtorek dostaną kabelek , albo mogę sobie go wsadzić w buty. Adrenalina mi się podniosła i ręce mi opadły. Wybrnąłem jednak z sytuacji i załatwiłem im na wtorek z innego miejsca. Kosztowało mnie to tyle siły , że już miałem pisać podanie o urlop. W międzyczasie jeszcze ktoś zadzwonił o jakiś inny kabel. Udzieliłem kompetentnej odpowiedzi. Po odłożeniu słuchawki oznajmiłem wszystkim w mojej firmie, że jak ktoś jeszcze zadzwoni o kabel to idę się zastrzelić. Moi współpracownicy odpowiedzieli gromkim śmiechem. O godzinie 15 zorientowałem się, że zrobiłem wielki błąd i zamówiłem nie ten towar co trzeba dla jeszcze innego klienta. Świetnie. Dlaczego Boże mnie tak karzesz w poniedziałek ? Odkręcanie tego błędu zajęło mi kolejną godzinę. Szesnasta – koniec pracy. Moje zwłoki domagały się wyjścia z tego miejsca kaźni. Zwłoki wsiadły do auta i odjechały. Wreszcie spokój. Trzeba się odprężyć. Jadę do wypożyczalni pożyczyć film. Wpadam do wypożyczalni i biorę film na DVD. Mam nowy komputer z DVD, więc trzeba wypróbować cudo. Jadę do domu , wrzucam płytę do czytnika i czekam. Czekam i nic się nie dzieje. Aha, nie mam programu . Świetnie, chyba sobie nie pooglądam. W międzyczasie dzwoni telefon.

 

-          Panie mam towar dla Pana do firmy , ale w pana firmie już nikogo nie ma , gdzie mam dostarczyć towar ?

 

-         Przyjedź Pan do mnie – odpowiadam. Facet stanął na ulicy, a ja zasuwam do niego na przełaj. Pochodzę. Facet wyjmuje dwie paczki.

 

-         Chwileczkę ,  miały być trzy ! – informuje gościa. Gość na to:

 

-         Dali tylko dwie, widocznie się pomylili.

 

-         No dobra wezmę , ale doślijcie mi jedną

 

Zasuwam z powrotem do domu z paczkami. Wpadłem na genialny pomysł, że ściągnę sobie program do DVD z internetu. Dzisiaj miałem otrzymać dostęp do internetu 24/h na dobę. Dzwonie do operatora. Pytam się:

 

-         Dzisiaj miałem dostać numer dostępowy i hasło do uslugi Dialnet Codzień. Czy może mi Pani podać ?

 

-         Proszę Pana mamy re coś tam systemu, nie mam dostępu do bazy, proszę skontaktować się z nami jutro.

 

-         Ależ proszę Pani w czwartek powiedziano mi , że hasło uzyskam w piątek , w piątek, że w sobotę, a w sobotę mieliście re coś tam systemu i kazaliście mi zadzwonić poniedziałek, czy ja kiedyś otrzymam ten dostęp ?

 

-         Proszę Pana (ble , ble , ble , ble , ble ) proszę skontaktować się jutro.

 

Po ostatnim zdaniu Pani z firmy Dialog nastąpiło rozłączenie rozmowy poprzez uderzenie słuchawką o stół i kilka moich niecenzuralnych słów na temat Dialogu i Pani z infolinii. Skapitulowałem. Nie będzie DVD. Postanowiłem odreagować i zająć się obiadem. Zrobiłem sałatkę z czerwonej papryki i pomidorów , wszystko to posypałem Vegetą i Curry i spróbowałem. Dobreeee. Nalałem sobie kieliszek kalifornijskiego wina i popijając zabrałem się na smażeniu rybnych filecików. Gdy już wszystko było gotowe zjadłem ze smakiem i trochę wciąłem się winem. Nie potrzebnie piłem drugi. Teraz siedzę na fotelu i piszę bloga. Zaraz idę na siłownie, a po niej wrócę i coś jeszcze dopiszę. Fajnie będzie.

 

 

obywatel_x : :